niedziela, 5 czerwca 2011

Porannie...

Obudziło mnie słońce... i to dość wcześnie, z reguły nigdy nie budzę się przed dzwonkiem budzika, ale dziś było inaczej...
przez otwarte okno wdzierało się słońce i muskało mnie swoimi promieniami... ehhh gdyby nie ten dzień w pracy mogłabym się z tym słońcem pobawić, ale cóż jak to mówią live is brutal, i pora zbierać się do pracy...


Chłodny prysznic, kawa, papieros...
i myśli, które co raz częściej plątają się po głowie...Wpatrzona przed siebie błądzę w nich jak w korytarzach jakiegoś strasznie skomplikowanego labiryntu...

Nie radzę sobie, z myślami, z uczuciami - nie po raz pierwszy, nie ostatni pewnie....

Dziś ponownie doszłam do wniosku, że pora podjąć jakieś radykalne kroki, tylko jakie?
Nie mam odwagi do pewnych spraw...

Ale gdy leżąc rano w łóżku odczuwasz ból fizyczny i psychiczny to może pora przestać wierzyć w mżonki...może pora powiedzieć STOP.

Bo przecież ja ciągle, czekam nie czekająć, tęsknie udająć, że nie tęsknie... i kocham, nie mówiąc, że kocham...

I po co to wszystko?
Dla tego bólu?

Ogarnia mnie każdego dnia... staram się robić wszystko by o tym nie myśleć, nauczyłam się nie patrzeć co chwilę na telefon, przyzwyczajam się do ciszy... i co z tego,
kiedy przychodzić taki ranek jak dziś...

zwijam się z bólu, czuję jak boli mnie cała dusza... a na serce skapują słone łzy rozpaczy...
Jak długo tak wytrzymam...
Nie wiem, ale wiem, że boli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli chcesz zostaw swoje literki...