wtorek, 31 maja 2011

Dom....

Właściwie to nie mam przez ostatnie kilka miesięcy własnego domu...
I nigdzie raczej nie czuję się jak u siebie, bo nawet w mieszkaniu które teraz zajmuje właściwie nigdy nie jestem sama, nigdy jakoś nie czuję tego, że to mój dom....
U babci, czuję się jak niedzielny gość, wiem co gdzie jest i mogę tam być, ale dłuższy pobyt przyprawia mnie o stan przedzawałowy. Natomiast u brata... no cóż jest dobrze, ale dom brata i bratowej... i jest fajnie ale na krótko, w zasadzie to chyba jest tak, że każdy gość jest fajny jeśli jest na krótko...

Więc generalnie mało jest miejsc, w których czuję się bezpieczna... i lubię tam spędzać czas...
Byłam ostatnio we Francji, niby wielki świat Paryż, muzea i nie wiadomo co jeszcze...
Zaraz potem znalazłam się w małej miejscowości niedaleko morza...

I wiecie co... wyjechałam stamtąd kilka godzin temu i już tęsknie... żałuje, że nie mogę tam być jeszcze kilka dni...
To miejsce i dwoje najwspanialszych tam ludzi są dla mnie jak rodzina... bo Mały Rycerzyk przywitał mnie laurką... dziś czytając ją pojawiły się łzy...
Bo Moja Psiółka to kobieta, która mnie zna i dba o mnie tak, że ehhhh....
To jest miejsce, do którego chce wracać bo wiem, że tam Ktoś na mnie czeka, to tam nie czuję się "niepotrzebna" to tam nie czuję się "nikim ważnym"
Może Paryż jest fajny, ale na krótko... bo tak naprawdę to miejsca nie mają znaczenia... to ludzie tworzą dom i atmosferę...

To ludzie tworzą więzi i to oni je poluźniają...
To od ludzi zależy jak czuje się druga osoba...
A dla mnie....
bezcenne jest przytulanie Małego Rycerzyka i słowa zawsze możesz tu wrócić...i wtedy chce się wracać...

Bo to właśnie Ci ludzie sprawili, że ostatnie kilka dni były najfajniejszymi dniami tych ostatnich tygodni... sprawili , że się uśmiechałam i bawiłam...

Dziękuję...
za poranki na huśtawce... "lot na paralotni" :-)
dziękuję... za to , że czuję się bezpiecznie i że czuję że jestem Kimś w waszym życiu...

Bo Wy jesteście ważni w moim życiu....:**

poniedziałek, 23 maja 2011

W słońcu Francji :-)

A to nazywają Manhatannem Paryża... zachwyca...


Szpilka odpoczywa...
Słońce opala moje ciało, a wiatr je chłodzi...
Spaceruje pięknymi aczkolwiek brudnymi uliczkami małego miasta niedaleko Paryża...
Odpoczywam...
Małe, wąskie uliczki i spokój...
Nawet w hipermarketach nie ma tłumu klientów...
Powiem szczerze, że to zadziwiające spacerować po pustych sklepach. Właściwie w ogromnych galeriach, jestem ja i sprzedawcy...

Dziś dzień zakupów... troszkę wydałam, ale zakupami jestem oczywiście zachwycona. Właściwe kupiłam to co najbardziej chciałam, czyli długą sukienkę oraz buty, i to nawet dwie pary.


Francja mnie zaskoczyła, właściwie kilkoma rzeczami...
Ludzie mało kulturalni, szczególnie w metrze...
Bo w autobusie, kierowca przeprosił nawet za to, że zahamował zbyt gwałtownie i przewrócił się wózek.
Na ulicach - Wolna Amerykanka :-) każdy jeździ jak chce, Szpilka póki co jeździ przepisowo :-) tak tak moi Drodzy Czytelnicy - Szpilka bryka po ulicach Francji autkiem...

Jest godzina po 22.00 a w małym miasteczku nie opodal Paryża cisza i spokój... nikt nie spaceruje po mieście, nikt nie spaceruje nawet z psem...
Widok... hmmm

Jest super... jutro kolejny dzień...
I na pewno będzie ciekawy.

Przesyłam gorące pozdrowienia, z gorącej Francji

piątek, 20 maja 2011

Burza...

Okno otwarte na oścież, w pokoju unosi się zapach konwalii.
Z zewnątrz dochodzi jeszcze jeden zapach... zapach burzy... tak dziś będzie burza, czuć ją w powietrzu, czuć ją w wietrze wiejącym na zewnątrz, nie jest jeszcze on silny, ale przynosi na swoich skrzydłach zapach burzy... jest on specyficzny i budzi lekki niepokój...
Usiadałam na przeciw okna i spoglądam na niebo, które zachodzi chmurami, co jakiś czas czarniejące niebo przeszywa jasna błyskawica...
Czasem nadal boję się burzy, ale dziś mam ochotę wyjść po raz kolejny na zewnątrz i zmoknąć w deszczu, który jeszcze nie pada....
Oczyścić się z tych wszystkich złych myśli, emocji, uczuć...
i jutro obudzić się jak nowo narodzona...
Póki co deszczu jeszcze nie ma...
Jest drink dość mocny, papieros, i muzyka...
Spoglądam na otrzymane zdjęcie i próbuje przekonać się, że mam rację, że osoba na zdjęciu nie jest tym Kim ma niby być.
Jestem przekonana, że nie jest tym Kim ma być....
Ale to uczucia, które wywołuje to zdjęcie... Cholera dlaczego nie pada...!!!!!!!!
Dlaczego ponownie to ja czuję się złym człowiekiem, złą przyjaciółką????
Do tego nie jestem konsekwentna w swoich poczynaniach...
Głupio zakochana, naiwna w swoich uczuciach i bezbronna wobec swoich emocji... tak co cała ja...

Nalewam cholernie mocnego drinka i próbuje o tym nie myśleć, że Ktoś ma głęboko w dupie moje uczucia bo liczy się fun i zabawa czyimiś uczuciami.... bo fajniej jest bawić się uczuciami niż choć przez chwile być szczerą i prawdziwą... bo czym do diabła jest szczerość... słowami... moimi przeciwko jej słowami.... bo z osobą chorą na raka nie można konkurować... baaa.kurwa z taką osobą nie można konkurwoać bo ta osoba jest pieprzoną fikcją...i ma tą pieprzoną swoją osobowość, którą potrafi układać innym życie, wpływać na ich uczucia, poczynania... emocjie...pieprzyć to ...


Sądziłam, że spacer z kolegą pomoże, że przez chwilę małą nie będę o tym myśleć, że żarty i zwykła rozmowa pomoże... że przez chwilę oderwę się od tej pogmatwanej i pieprzonej rzeczywistości... 
ale nie !!!

Dałam się w swojej naiwności wciągnąć w chore i destrukcyjne życie innej osoby... są plusy... właściwie kilka... tylko co z tego...
jasna strona...?
Tak jest, bo jest On... jest a jakby go nie było...

Dziś widzę jego oczy, pełne żalu i bólu.... a ja ... ja kurwa stoję z boku... i nie mogę nic zrobić...

Bo jak tu walczyć z fikcją... realnością?? jestem... i co z tego....

To Ona tworzy z nim związek.... To Ona... jest blondynką... to Ona ma tą osobowość....

To Ona...

A tu ja... z drinkiem... z papierosem... siedząca na parapecie w oknie i wyczekująca burzy...

czwartek, 19 maja 2011

Rozmowy nocą...

Dziewczyny wyciągnęły zmrożoną wódkę z lodówki, Mała wyciągnęła szkło i zaczęła nalewać procenty.
- Ej, nie szalej tak Mała, mamy całą noc na tą butelkę, chyba nie chcesz aby nas zamroczyło po pierwszej? - powiedziała wesoło Pestka, sięgając po lód.
- Przecież ja znam nasze możliwości, co nas nie zabije to nas wzmocni, czyż to nie jest nasze motto dziewczyny? - rezolutnie powiedziała Mała i dolewała już coli do magicznego napoju.
- A mówiłaś, że nasze motto brzmi inaczej "Seks to zdrowie, śmiech to zdrowie, niedługo qwa będziemy nieśmiertelne - wybuchnęła gromkim śmiechem Pestka.
- Chyba Wy, bo mi ani do śmiechu, ani seksu na horyzoncie nie widać - westchnęła smutno Miśka zanurzając usta w drinku.
- Miśka a może idź na żywioł? - rzekła ciekawa odpowiedzi Mała.
- Tak, na żywioł i Kto to mówi, zapatrzona w jeden punkt na horyzoncie Mała, która ma seks raz na miesiąc, przy dobrych wiatrach - lekko zgryźliwie powiedziała Pestka.
- Tak, przy dobrych wiatrach mam raz na miesiąc, ale jednak wolę tak niż byle jak z byle kim.
- Ale nie zawsze musi być byle jak i z byle kim - szybko zareagowała Miśka.
- Tak, to powiedz mi gdzie znajdę faceta, który będzie się do tego nadawał i nie mówię tu o pierwszym lepszym i to takim na raz - zaperzyła się Mała i zaczęła swoją tyradę słów - 
Powiedz mi Miśka, gdzie można znaleźć odpowiedniego mężczyznę i nie mówię tu o Rycerzy na białym rumaku, tylko o normalnym, fajnym facetem. Takim, który czasem przyniesie Ci kwiaty, które lubisz, zabierze na spacer, pójdzie na lody, albo na film - nie do kina a właśnie na film, powiedz mi do cholery gdzie? gdzie takiego mam znaleźć?
- Wiesz są różne sposoby - powiedziała zadziornie Pestka, popijając kolejny łyk drinka.
- Jakie?? - chórkiem zapytały dziewczyny śmiejąc się w głos w oczekiwaniu na spodziewaną odpowiedzieć.
- No jak to gdzie, na dyskotece, albo w pubie - rzekła pełna powagi Pestka - fakt potem i tak z tego nic nie będzie ale przynajmniej można liczyć na fajny seks, no chyba, że będzie miał haczyk na robaki to może być niezbyt, ale z drugiej strony mały ale zuch .
Wybuchnęły śmiechem wszystkie trzy jednocześnie, przypominając sobie osobę o której mówiła Pestka. I nie było to tak, że wszystkie trzy miały okazję to sprawdzić. Sprawdziła tylko Pestka ale one wiedziały o haczyku z jej opowiadań, baa pewnego wieczoru nawet szukały różnych określeń dla sprzętu owego mężczyzny, po wielu godzinach rozmów został haczyk na rybki.
- Akwariowe - dodała jak zawsze Mała, biorąc w dłoń szkło i nalewając następną kolejkę - dziewczyny ale tak poważnie, jak to jest, że jesteśmy same, wiem do pewnego momentu jest to nasz wybór, bo tak jest nam lepiej?
 - zapytała jakby w powietrze Mała i kontynuowała - Czy jest nam lepiej? Nie zawsze, ile nocy spędzamy wtulone w poduszkę i płaczemy? Jak często rezygnujemy z wyjścia na spacer bo samym nam się nie chce, albo nie idziemy do kina bo nie ma z kim?
Czy chodzimy same na kawę do kawiarni? Do restauracji na obiad?, nie bo zaraz Ktoś się będzie dziwnie patrzył, ooo zobacz ona jest sama, albo pewnie Ktoś ją wystawił.
Żyjemy w takich czasach, że niby my kobiety wyzwolone, my singielki brrrrr jak mnie irytuje to określenie, mamy cały światu stóp tylko co w tym świecie jest dla nas.
Próbujemy znaleźć faceta w różny sposób, najczęściej przez Internet, na czatach, forach, portalach społecznościowych etc. I co z tego wynika, nic zupełnie nic, bo Kogo poznajemy? zapytała Mała i od razu usłyszała odpowiedzi.
- Napalonych Małolatów, cha cha cha ale to nie tylko na czatach - rozbawiona Pestka rzekła.
- Niestabilnych emocjonalnie gogusiów, żonatych pokrzywdzonych, nie dopieszczonych etc... etc... etc..
- No właśnie, masz rację Miśka, gdy tylko spotykamy na czacie jakiegoś faceta okazuje się, że albo ma żonę, która daje mu za mało, nie nie czekajcie Oni mówią inaczej: mamy różne temperamenty, albo Małolata, który nudzi się a w telewizji nie ma żadnego pornola...
- Mała możemy mnożyć takie przypadki, ale nic z tym nie zrobimy, bo wszędzie możesz takich poznać, nie tylko w Internecie a poza tym pamiętaj, że są wyjątki od reguły - stanowczo wypowiedziała się Miśka i ponownie siegnęła po butelkę.
Dziewczyny jeszcze długo rozmawiały o mężczyznach a raczej ich braku, o tym jak czasem jest beznadziejnie pusto, jak czasem chce się wyć...
O tym jak bardzo czasem przeszkadza mężczyzną ich niezależność.
- Przecież Oni się boją takich kobiet jak my - powiedziała z pełną powagą Miśka - zobaczcie na siebie, Mała jak zmieniłaś swoje życie w przeciągu kilku ostatnich miesięcy? ile zrobiłaś dla siebie, nie mówiąc już jak się zmieniłaś wizualnie, czy facet nie ma prawa bać się tak silnej kobiety jak Ty? przecież On w połowie Twojej drogi upadł by na ziemię i kwiczał!
- Proszę Cię Miska, nie mów mi, że mężczyźni są aż tacy bojaźliwi, bo nie uwierzę,  ja zrobiłam wiele ale są kobiety, które robią jeszcze więcej niż ja i nikt im jakoś hołdów nie składa, nawet mężowie. Są kobiety które walczą o siebie każdego cholernego dnia, o wszystko walczą, o jedzenie dla dzieci, o ubranie, o pracę, o drewno na opał, o działający kaloryfer... i co? i żaden facet tego nie widzi....- oburzona lekko Mała gadała dalej - Co znaczy, że nas się boją, czy to tak źle, że sobie dajemy radę? Mam udawać słodką idiotkę by poderwać mężczyznę, by on poczuł się męski, mam przepraszam udawać, że nie mam zdania, że mam siano w głowie i nie wiem co to są na przykład konie mechaniczne w samochodzie albo akumulator, jak Ktoś potrzebuje takiej panienki to niech sobie kupi dmuchaną lalkę, bo ja przystawką nie mam zamiaru być...


c.d.n.

środa, 18 maja 2011

czasem jest po prostu źle. i tyle bym Ci chciała wtedy powiedzieć, tak mocno przytulić, ukoić w Tobie mój strach którego przecież we mnie za dużo jak na przeciętnego człowieka...

Gdybym był Twoim wrogiem uderzył bym w Twój spokój...

Cholera... no właśnie....

moje poczucie bezpieczeństwo legło w gruzach w jednym momencie ponownie zaczęłam się bać...
bo czy po słowach " Wolałbym widzieć Cię w grobie i składać na nim kwiaty, niż mieć świadomość, że jesteś gdzieś tam i żyjesz sobie jako szczęśliwa osoba..."

Więc co mam kupić paralizator? 
A może zapisać się na kurs samoobrony...

Tylko co potem...
Chce by to już było na prawdę przeszłością... by człowiek, który jest złym człowiekiem przestał istnieć dla mnie...

Chce obudzić się pewnego dnia i nie bać się , zwyczajnie się nie bać...

To jest takie wspaniałe uczucie, obudzić się w ramionach mężczyzny, który otacza Cię swoim silnym męskim ramieniem... i po prostu czuć się bezpiecznie... zatopić się w tym bezpieczeństwie i nigdy go nie tracić...

Głowa pełna myśli... jedna nie może nadążyć za drugą...
od kilku dni nie mogę się zebrać do napisania zwykłego listu... może jutro się uda... po raz pierwszy mam świadomość, że jestem w stanie go wysłać...

teraz tu?
a może gdy wyjadę...


wszystko jakby się jednego dnia skomplikowało...
i znowu to uczucie, że coś się dzieje... poza mną... ale dotyczy mnie...

Cholera... pora coś z tym wszystkim zrobić, bo czuję jak znowu wariuje...
z tęsknoty, ze strachu... kuźwa sama nie wiem dlaczego...

idę po drinka... a potem padnę na łóżku ze zmęczenia... które nadal mnie ogarnia...
maraton, właściwie mini maraton za trzy dni dobiegnie końca...

Tylko co potem?....
Oby nie cisza... bo boli co raz bardziej...

Tyle rzeczy chciałam dziś opisać... o tylu uczuiach opowiedzieć.. tylko, że dziś słów brakuje... i jakoś nic nie układa się tak jak powinno

sobota, 14 maja 2011

Piątek trzynastego....

A niech się dzieje co chce... i niech sobie mówią co chcą...

Piątek trzynastego...

powiem tak...znaczy napiszę tak...

mogę mieć takie piątki trzynastego, mimo niewyspania... zmęczenia... i sama nie wiem co jeszcze


ale ... i tak nie wiem co będzie dalej...

wtorek, 10 maja 2011

Changes :)))

Changes, Changes....


Szpilka ma nowe lokum... dziś spędziła w nim pierwszą noc.
Mówią, że trzeba pamiętać swój pierwszy sen, ale to nie jest takie proste...
Bo albo Szpilka ma sklerozę daleko posuniętą, albo nic się jej nie śniła...
Ale chyba śniła bo budziła się w nocy...
Więc to musi być skleroza :D

a niech tam, zawsze to jakaś nowość w organizmie....


Tak więc pierwsza noc za mną i nie jest najgorzej... już się rozpakowałam i ogarnęłam swój pokój. Dziś pozostałości ze starego mieszkanka... więc nie jest źle...

A będzie jeszcze lepiej i tego się trzymajmy po kilku godzinach snu pora się zebrać na szkolenie...
Coś czuje, że będzie ubaw... już ja o to zadbam :D

sobota, 7 maja 2011

Moja tęsknota nie pasuje do Twojej obojętności...


Chciałabym udowodnić wszystkim, a przede wszystkim sobie, że nie ma we mnie słabości.

Z czasem jednak zrozumiałam, że mylę się i to nie możliwe, bo moją słabością nadal jest ON. Każda wzmianka o Nim, wypowiedziane Jego imię to kolejny sztylet w serce....

piątek, 6 maja 2011

Ucieczka...

Nadarzyła się okazja...


I ja z niej skorzystam....

Za kilka dni zmienię adres....

Telefon zamilczy...

Zostaną tylko nie wysłane listy na moim dysku twardym...

I kilka listów na moim bloogu...

I tyle...


Już mnie nie będzie niezależnie od wszystkiego...

Ej Maleńka...

"Ej Maleńka - nie płacz,
Rób wszystko
Pij!
Pal!
Klnij ile wlezie!
Wal pięścią o ścianę!
Gryź wargi z bólu!
Ale nie płacz!!!


Nie pozwól zeszklić się oczom, pokaż, że
potrafisz być silna...."


A Ona położyła się na łóżku, przykryła się kołdrą.
Zaczęła udawać...
Udawać, że ma go głęboko w nosie...
Odsuwała od siebie myśl, że bardzo pragnęła z Nim być...
Nie potrafiła przyznać się do błędu...
Do błędu, że taki mężczyzna zawładnął całym jej światem...
Taki mężczyzna... To znaczy jaki?


Taki jak On...  inteligenty, wykształcony... mający swoje zasady...

Taki jak On...


Więc wzięła gorącą kąpiel, zasłabła wychodząc z łazienki i nabiła sobie guza.
Położyła się na łóżku,
Włożyła słuchawki w uszy,
Ulubiona muzyka... lampka ulubionego białego wina...

Za szeroka bluza...seksowna bielizna...niedbale ułożone włosy...
na nosie okulary... w dłoniach długopis, a przed nią papeteria, którą wczoraj kupiła...

A ona leży na łóżku i układa słowa... słowa dla niego...

I zastanawia się, czy znajdzie w sobie odwagę by wręczyć mu ten list...
I zastanawia się, czy jej przeczucia, że jest blisko są prawdziwe....


Wtula w głowę poduszkę i zaczyna kląć...
Walić pięścią w poduszkę....

I powtarzać jak mantrę:

"Ej Maleńka - nie płacz,
Rób wszystko
Pij!
Pal!
Klnij ile wlezie!
Wal pięścią o ścianę!
Gryź wargi z bólu!
Ale nie płacz!!!


Nie pozwól zeszklić się oczom, pokaż, że
potrafisz być silna...."



środa, 4 maja 2011

A może zdarzyło się...

Opowiem Wam bajkę...

Dawno, dawno temu na końcu świata spotkali się Ona i On... Spotkali się właściwie nie przypadkiem. Z ogromną precyzją zaplanowali każdy szczegół ich spotkania.
On miał czekać na nią, nie na Końcu Świata ale na zwykłym, lekko obskurnym dworcu autobusowym.
Ona miała przyjechać kilkanaście minut po jego przybyciu.

Jechali całą noc, zarówno Ona jak i On, i tylko dlatego, że chcieli zrobić coś dla siebie, odnaleźć prawdę, zobaczyć prawdę i zrobić coś dla siebie... może coś poczuć, może przekonać się... a może po prostu po to by coś przeżyć.


Czekał cierpliwie na nią i znalazł ją wśród wysiadającego tłumu. Wziął ją za dłoń i zabrał na spacer,
w zimny poranek, w deszczowy poranek spacerował z nią wśród kropli deszczu i opowiadał....

Ona... zamknięta w sobie, z poczuciem że nie jest nic warta, że wszystko dzieję się jakby obok, że jej najlepsze lata już minęły, że już nic się nie wydarzy....

Ona... osłonięta murem obojętności, przysłaniająca siniaki pudrem, skrzywdzona słowami, poniżana, obrażana...

Uciekła... tego dnia uciekła od tego by poczuć się inaczej, podjęła ryzyko by poczuć cokolwiek
ale nie z kimkolwiek....
Tam był On...

On... zmęczony podróżą, poszukiwaniem... skrzywdzony przez fikcje... z poczuciem bycia substytutem... wierzył w nią... w jej wyzwania i w to, że może spełnić marzenia...


Był... prawdziwy, realny, ... był....

Ona uwierzyła, że może wszystko zmienić, że właściwie to wszystko zależy od niej... że jeśli będzie tylko bardzo chciała wszystko może się zdarzyć, wszystkiego może dokonać.
To właśnie Ona przekonał ją, że tak właśnie może być, że może wstawać z uśmiechem na twarzy i mówić: to będzie dobry dzień...

Uwierzyła mu, uwierzyła w niego...w jego słowa...

Ona i On na końcu świata... usiadła i uśmiechnęła się do migawki aparatu... po raz pierwszy poczuła, że jest dla kogoś ważna... że jest przy Kimś przy kim czuje się bezpieczna...


Zaświeciło słońce... w jej sercu...

Ona już dziś jest inna dzięki niemu... chociaż Jego już nie ma...
Chociaż właściwie jest... daleko, i Ona ma nadzieję, że jest szczęśliwy, że uśmiecha się każdego ranka i mówi do siebie: dziś będzie dobry dzień.
Bo On na to zasługuje... na to by być szczęśliwym... by realizować swoje marzenia...
zasługuje na wszystko co dobre...

Bo On jest dobrym człowiekiem...
Bo On jest po prostu sobą...

Bo Ona... po prostu bardzo go kocha, a często gdy bardzo się kocha to chce się dla osoby kochanej jak najlepiej... a jeśli jemu jest dobrze bez niej... to Ona to rozumie... to Ona po prostu znika...

Dziś mija rok...
Bajka się skończyła...
Koniec świata okazał się końcem torów...
On - mężczyzną
Ona - kobietą...

Dzieli ich setki kilometrów... 
Ona jest... po prostu jest już przeszłością...

On, On jest w jej sercu... głęboko na dnie... 
właśnie pisze do niego list, żegna się z nim... tak na zawsze... tak po prostu...
wyznając, że bardzo go kocha i dlatego kończy bajkę.

Zamyka oczy i zaczyna śnić....


Bajki powstają z naszych pragnień, z naszych marzeń....
Bajki powstają na krawędzi świadomości...
Świadomości o tym co jest realnością a co nią właściwie nie jest...

Nawet w bajkach nie zawsze są szczęśliwe zakończenia....
Nawet bajki czasem są tylko bajkami... bez morału... i z kiepskawym zakończeniem...

Tworze bajki w mojej głowie, wieczorami gdy zapada zmrok... gdy wokół robi się cicho i myśli mogą spokojnie oddychać...

To była wyjątkowa bajka... bo wcale nie chciałam jej wymyślić, tą bajkę napisało życie... i stworzyło swoje własne zakończenie...
ale życie...

ale życie przecież też ma czasem kiepskawe zakończenie... choć nie wiem jak byśmy się przeciwko temu buntowali...






"Bunt wynika z tego, że nie znasz życia. Buntujesz się przeciwko temu, co zauważasz i czego nie potrafisz zrozumieć. Kiedy zaczynasz Wszystko rozumieć, mówisz: „Aha!” i masz siedemdziesiąt lat. Nie chcę dożyć momentu, kiedy w moim życiu wszystko będzie jasne."

Dokąd ....

W Wielkim Mieście wiosna...

Wśród traw wybujały żółte dywany mleczy, na drzewach zielone co raz większe liście :-)
Kwitną już bzy i kasztany, jest co raz wiosenniej. Na różnych zielonych skwerkach kwitną tulipany, które zastąpiły żółte i fioletowe krokusy. Aż chce się żyć, gdy człowiek widzi tyle barw wokół siebie.

I wczoraj te piękne żółte mlecze, biało czerwone tulipany, bzy, kasztany przykryła piękna warstwa białego puchu... i nie było to babie lato... tylko zwykły, zimny - ŚNIEG!!!

Tak właśnie 3 maja w Wielkim Mieście spadł śnieg. Jeśli ktoś wczoraj nie spoglądał wieczorem przez okno to nawet nie wie o nim bo dziś na niebie świeci piękne majowe słońce i zachęca do wyjścia z domu.

Dziś mam wolne i na pewno z tego skorzystam.
Nie chce siedzieć w domu szczególnie dziś - bo dziś zatopiłabym się we wspomnieniach i tyle byłoby z tego pięknego dnia...wspomnienia są piękne ale są przeszłością i ja już nie chce żyć przeszłością.
Liczy się to co się dzieje a dzieje się wiele.

Szpilka zaczyna wierzyć, że naprawdę los się odmienił i że teraz to już tylko będzie lepiej i przede wszystkim inaczej.

Ja wiem czasem zapominam o tym i powstają smutne wpisy ale tak już to ze mną jest.

Ale dziś, uśmiecham się do wspomnień ale i nie tylko bo uśmiecham się również do siebie.


Dziś muzyka wokół mnie i radość taka zwyczajna radość, że coś...
że coś dobrego się dzieje i ja, właśnie ja... chce to wykorzystać

bo... dokąd zmierza ten świat??? ;-)

niedziela, 1 maja 2011

Rozmowy nocą....

Sądziłam, że przekroczenie "magicznej" trzydziestki nic nie zmieni w moim codziennym życiu, przecież to tak naprawdę tylko liczba, która jakby nie miała większego znaczenia...


Ale patrząc wstecz (tak wiem, miało nie być podsumowań) widzę jak ja się zmieniam, jak dorosłam, jak jestem bardziej świadoma, siebie, swoich czynów, uczuć... pewne rzeczy przychodzą mi dużo łatwiej...

Dzisiejsza noc była inna... nie będę pisać wyjątkowa bo to było by dziwne gdybym nagle tak stwierdziła...

Spałam 4 godziny... zasnęłam po godzinie 6 rano... a już o 23 byłam śpiąca...ale przecież jeśli masz dobrego rozmówcę możesz walczyć ze snem...

Uświadomiłam sobie dziś kilka rzeczy,
po pierwsze najważniejsze jest to co dzieję się w danej chwili, to co przeżywamy i odczuwamy wszystko przed to przeszłość na którą przecież nie mamy wpływu i jej nie zmienimy, wszystko po to tylko nasze pobożne życzenia... które niekoniecznie mogą się spełnić. Przecież przyszłość to mimo wszystko jest jeszcze odległa....

Możemy planować, pisać scenariusze a życie i tak sprawi nam psikusa i będzie inaczej.... no może nie zawsze ale w dużej mierze tak....


Więc dlaczego nie potrafimy cieszyć się tym co mamy... ja już potrafię... przy najmniej będę próbować.
W ogóle to chce próbować wielu rzeczy tu i teraz... przecież jutro może nie być....

Uwielbiam takie rozmowy, takie co coś wnoszą... coś dają...
Mi dały większą świadomość, nadały nowe tory mojemu myśleniu... 

Szpilka zaczyna żyć, ot tak po prostu, bo co nazywać pewne rzeczy...
Jeśli stwierdzę, że dzisiejszej nocy byłam szczęśliwa to przy braku kolejnej nocy poczuje, że nie jestem szczęśliwa....
Dlatego .... to co było jest przeszłością.... ale teraz jest tu i teraz... i pora zacząć z tego korzystać....
A propos planów.....


WKRÓTCE PARYŻ :))))))))))))