środa, 13 lipca 2011

Epizod


Bardzo dawno temu a może wprost przeciwnie właśnie dzisiaj, właśnie tu obok ciebie.........Bardzo daleko albo bardzo blisko tuż za rogiem tuż pod twoim nosem, dzieją się wydarzenia podobne do tego, które kiedyś, gdzieś, komuś się przydarzyło.
Pewnego razu, bo tak najczęściej zaczynają się te opowieści wędrował po przez ścieżki życia człowiek, zmęczony, smutny z opuszczoną głowa ciężko powłóczył nogami podążając powoli przed siebie. Życie nie oszczędzało mu trosk i przykrych zdarzeń, kłopotów, wędrował tak długi czas aż pewnego dnia dotarł do pięknego jeziora, położonego miedzy wzgórzami wokół niego porastały drzewa i krzewy, na łagodnych brzegach leżały pojedyncze kamienie, było to bardzo piękne ciche, spokojne miejsce. Błękit nieba, na którym jak statki płynęły obłoki, zieleń roślin w pełnej gamie odcieni i łagodna lazurowa toń jeziora połyskująca w promieniach słońca, jeziora, w którym, przeglądały się jak w lustrze przelatujące ptaki. W wodzie dzikim tańcem poruszały się najróżniejsze stworzenia, wszystkie gatunki ryb wędrując od brzegu do brzegu. Wokół było cicho, ciepło i tylko lekki wiatr wirował wśród gałęzi i zataczał kręgi nad taflą jeziora. Ale ów zmęczony, smutny człowiek nie widział tego wszystkiego, nie czuł na swojej twarzy ciepłych promieni słońca, na policzkach delikatnych muśnięć wiatru. Szedł, szedł a właściwie powłóczył nogami stawiając krok za krokiem, powolutku ciągle przed siebie ze spuszczona nisko głową, smutkiem na twarzy, taką kamienną powaga, a w oczach odbijała się pustka, zwątpienie, szedł tak bez celu byle tylko nie stać w miejscu, byle iść. Nie wiedział, dokąd, nie wiedział, po co, nie wiedział nic. Kiedy dotarł do wody próbował wspiąć się na wzgórza, ale drzewa skutecznie blokowały drogę, wiec zaczął chodzić brzegiem jeziora tam i z powrotem w końcu nie wiedząc, dlaczego usiadł na pobliskim kamieniu, który zagradzał mu drogę? Siedząc wpatrywał się w spokojną toń jeziora, bezkres wody nie widząc horyzontu. Myślał......nie, nie myślał nie potrafił myśleć, może nie chciał, a może się bał, nikt tego nie wie. W pewnym momencie usłyszał ciepły, łagodny aksamitny głos, obok niego pojawiła się dziwna postać próbował spojrzeć w jej stronę, ale promienie zachodzącego słońca świeciły mu prosto w oczy, takie smutne, puste bez żadnego wyrazu, nic nie widział. Słyszał tylko ten głos, głos pięknej kobiety, która delikatnie wyciągała w jego stronę dłoń, piękną, silna a zarazem taką nieśmiałą, tak jakby bała się go dotknąć. Jakby czuła, że swoim delikatnym dotykiem może zrobić mu krzywdę. Jej radość, subtelny uśmiech był tak piękny, tak dobry, czysty, że ten zmęczony smutny człowiek nie potrafił oderwać od niej wzroku, myśli. Słuchał tylko, jakie słowa pięknymi melodyjnymi dźwiękami płynęły z jej ust. Następnego dnia historia się powtórzyła i następnego również a ów mężczyzna zapragnął poznać, zobaczyć te kobietę, której głos, słowa, ciepło przenikało jego ciało aż do szpiku kości, zapadały głęboko w serce i powodowały ze biło coraz szybciej i cieplej. Wreszcie ów sen się ziścił pewnego popołudnia słońce skryło się za jeden z obłoków i jego oczu ukazał się cud postaci z ust, której płynęły te ciepłe, pełne wiary, nadziei słowa. Była śliczna, na wysokie czoło spadała krótko obcięta grzywka, jej oczy płonęły cudownym blaskiem, w którym co jakiś czas pojawiały się iskry, były cudne takie zielone jak trawa wokół, jak drzewa rosnące na wzgórzach przy jeziorze, usta zaś takie pełne, purpurowe, wręcz cudowne. Kiedy się uśmiechała tworzyły tak cudowny kształt jakby serce odbijało się w jej wargach i właśnie stamtąd płynęły te proste, ciepłe, serdeczne słowa, z tych anielskich pięknych ust. postać, nawet aniołowie zazdrościli jej kształtów, była prawie doskonała, prawie, bo znów pojawiło się słońce i oplotło ją swymi promieniami, jak mu zazdrościł tego mężczyzna siedzący na kamieniu, jakże pragnął tego, co było dane słońcu? Powoli zaczęli rozmawiać, wymieniać poglądy, dzielić się troskami, opowiedział jej też swoją historię, pooraną bruzdami doświadczeń, które nie oszczędził mu los, powierzył jej swoje sny, marzenie, tęsknoty, zaufał, uwierzył, zapragnął. Choć tego nie robił od dawna zaczął na nowo uczyć się uśmiechać, zaczął marzyć tak nieudolnie nieśmiało, ale przecież musiał, chciał się uczyć tego od nowa.. Poczuł, że zaczyna żyć, zaczyna dostrzegać to, co go otacza, rozpoznawać kolory, barwy. Czuł, że się dzieje sumie z nim coś dziwnego, że w jego sercu dzieje się dziwna przemiana, zaczął odczuwać ciepło, poczuł delikatne muśnięcia wiatru we włosach, usłyszał po raz pierwszy od dawna śpiew ptaków w koronach zew. To były piękne doznania, takie niebieskie jak błękit nieba, lazurowe jak wody jeziora. Poczuł, że jest człowiekiem. Uwierzył ze jest ważny, że jest potrzebny, że ktoś o nim myśli, że ma cel, jest ktoś, dla kogo może żyć, komu sprawiać radość, o kogo się troszczyć, dbać pielęgnować, ktoś, komu może zaufać, powierzyć wszystkie swoje troski i radości, ktoś, kto poda rękę w potrzebie i przyjmie jego dłoń z otwartym sercem.
Mijały dni i jego życie nabierało sensu, przeszkody stawały się takie malutkie, takie nie ważne, i tak łatwo można było je pokonać, tak prosto, było mu tak dobrze z tym ciepłem, radością w sercu. Pewnego razu poczuł się tak pewny i mocny, że postanowił nauczyć się pływać, mimo że bał się wody odważnie wszedł do jeziora, woda była taka ciepła, spokojna, a połyskujące słońce zachęcało do następnego kroku naprzód. Czuł się taki wolny, taki bezpieczny, może, dlatego że na brzegu stał ktoś, na kogo liczył, komu wierzył, komu ufał, wiedział, że w każdej chwili może liczyć na pomoc, że ktoś poda mu dłoń wyciągnie, uratuje, pomoże wyjść. Zanurzył się w wodzie to było takie cudowne uczucie, zjednoczyć się z tym pięknym jeziorem, poczuć jego rytm, rytm życia, bicie, uderzanie, nie, delikatne muskanie fal na swoim ciele, kropel wody, w których odbijały się promienie słońca. Chciał, pragnął dzielić się tymi doznaniami z kimś, kto stał na brzegu patrząc przed siebie, z kimś, kto był mu tak bliski.
W pewnym momencie poczuł coś dziwnego, poczuł, że toń jeziora zaczyna go wciągać, zaczyna wchłaniać i mimo że próbował się ruszyć to nagle zabrakło sił, jakiś dziwny bezwład ogarnął jego ciało. Nie potrafił się poruszyć, nie potrafił nic powiedzieć, z jego ust wypływały tylko pojedyncze nie zrozumiałe słowa. Całą siłą woli wyciągnął w stronę stojącej na brzegu ręce w błagalnym geście proszącym, o pomoc. Stała tak blisko, tak piękna w promieniach słońca, na tle zieleni lasu, stała nieruchomo jak kamień, cicha nieobecna.......Patrząc daleko przed siebie. Próbował wołać, ale słowa grzęzły w ustach, tylko ręce, ręce wyciągnięte w jej kierunku prosiły wołały pomóż, ratuj..................................
Ale nikt nie chwycił wyciągniętej dłoni, nikt nie złapał mocno nie wyciągnął, nie pomógł wydostać się z wody. I tak powolutku ze strachem w oczach, bólem w sercu, żalem w duszy ów człowiek zanurzył się w otchłań jeziora, nawet lustro wody nie drgnęło, kiedy ciało, dusza istnienie mężczyzny spoczęło na jego dnie w zupełnej ciszy. Jakby nic się nie stało, nic nie wydarzyło po niebie płynęły okręty obłoków, nad woda szybowały ptaki przeglądając się w jego spokojnej tafli i wiatr, wiatr szeptał tylko wśród liści na drzewach i echem powracał z nad jeziora szszsz.......Pomóższszszsz....... Szszszszratuj.....Szszsz.....Proszeszszsz.......... I tylko pustka, tylko wokół cisza................................
A morał?????? Nie będzie morału, bo i bajka to nie jest, historia nie, epizod, zdarzenie zaledwie a skoro cisza wszędzie, była, gdy się pojawił niech i teraz będzie.......................




Potrzebuję Cię... ale przecież to wiesz, tylko dziś zrozumiałam, że Ty nie potrzebujesz mnie... zapanowała cisza... głucha i przytłaczająca... zaczynam się z nią godzić, tylko wieczorem, gdy leżę w łóżku udaję, że nie płaczę, że to nie łzy spływają po policzku.
Uciekam od ciszy, sen zastępuję biegiem o 6 rano i 22 w nocy. Ciszę wypełniam muzyką, która kojarzy mi się z Tobą. Słucham dźwięków i słów.
Rozumiem, że ja nie mogę być Ci potrzebna, że w tym całym Twoim świecie nie ma miejsca dla mnie. Takie jest życie... Już nie zabiegam, właśnie się poddałam, podarłam list i wyrzuciłam jego resztki do kosza... nie zostało nic...
Głucha pustka i cisza... Ona jest przerażająca, już nie liczę spojrzeń na telefon, nie liczę chwil gdy myślami jestem przy Tobie...
Staram się zapomnieć, zapomnieć jak bardzo jesteś dla mnie ważny i z każdą minutą ciszy zdaję sobie sprawę jak mało ważna jestem ja...

Znikam... każdego dnia jestem dalej a Ty już tego nie widzisz...
Zapomniana ja...

W zgiełku miasta biegnę przed siebie z przeświadczeniem, że po prostu byłam... ot tak... 
Trudno określić co czuję... nie będę już Tobie nawet o tym pisać... przecież to straciło na znaczeniu.... zupełnie tak jak moja osoba, czy tak jest ? Nie wiem, tak czuję...

Czuję się nikim... dla Ciebie, dla Twojego świata.
To nie jest fajne uczucie...

Zapomniana... Znikam...w swoich własnych myślach i smutku, którego już nie pokaże...
w smutku, który mnie otacza...

Dałeś mi nadzieję na kolejne dni i nagle ją zabrałeś... już nie wierzę, że kiedyś będzie inaczej, nie wierzę, że będziemy trzymać się za rękę i spacerować... że...

nie wierzę w nic...
bo cisza zabiła wszystko...
obojętność...

 


             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

jeśli chcesz zostaw swoje literki...