niedziela, 7 sierpnia 2011

Mój dzień....

To miał być mój dzień, taki dzień dla mnie... bo ciężkim tygodniu chciałam się przede wszystkim wyspać a potem, a potem posprzątać mieszkanie, które przypominało pobojowisko - zawsze jak wracam z delegacji to jestem zbyt zmęczona aby się nawet wypakować i tak było tym razem... walizka stała do dziś. Potem miałam ambitny plan zając się po prostu sobą... gorąca kąpiel... peeling, depilacja i inne kobiece sprawy.... przyjemności dla ciałka ostatnio lekko zaniedbanego przez brak czasu....
I nagle telefon: "Przyjedź do pracy... bo...."
Ehhhh.... ahhhh ....
Wrrrrrr..... i brrrrrr....
Dlaczego ja mam najbliżej, dlaczego to ja się na to godzę....
No dobra wiem, że różnie się dzieje... ale w "Mój dzień" w dzień dla mnie, dla mojego ciałka....
BEZSENSU......

No i sobie pojechałam do pracy....
Ale....
To jednak był mój dzień...
bo właściwie się wyspałam
bo posprzątałam a przy okazji zrobiłam małe przemeblowanie mojego skromnego pokoiku a nawet udało mi się ogarnąć szafy i zrobić w nich porządek.
Oczywiście zabrakło czasu na długą kąpiel i zabiegi kosmetyczne dla mojego ciałka...

Ale po powrocie z pracy czekała na mnie kolacja zrobiona przez współlokatorkę :-) i to było miłe.
Zrobiłam sobie maseczkę na zmęczoną twarzyczkę i nawet udało się zrobić manicure.
Więc właściwie to był mój dzień...
Właściwie dziś nie myślałam o moich kłopotach, które wiszą mi nad głową i nie pozwalają odetchnąć na troszkę.
A dziś się udało i mimo biegania z odkurzaczem, praniem, scieraniem kurzy oraz przesuwaniem mebli odpoczęłam... od smutków, od rozmyślań....
I zrobiłam coś dla siebie... i wreszcie tak ociupinkę odpoczęłam.

A więc jednak to był mój dzień...

1 komentarz:

  1. Życzę ci jak najwięcej takich dni.. Na przekór i pomimo - byś zawsze potrafiła zaczerpnąć z dnia coś dla siebie..

    OdpowiedzUsuń

jeśli chcesz zostaw swoje literki...